Ochrona komputera przed zagrożeniami

No to koniec, mój komputer szalał kilka dni, włączał się, wyłączał, zawieszał, żył swoim życiem. A dzisiaj wcale się nie uruchomił. Będę miała dzień wolny. Wezwaliśmy informatyka i co się okazało? Skończyła się licencja na program antywirusowy i nie miałam żadnej ochrony i kilka trojanów zaatakowało komputer. Informatyk zaczął sprawdzać licencje na programy antywirusowe jakie mieliśmy w firmie zakupione i niestety okazało się, ze na dzień dzisiejszy nie ma wolnej licencji. Wziął mój komputer do swojego pokoju i zamknął się z nim tam na kilka godzin. A ja? Parzyłam koleżankom kawę, rozniosłam korespondencję, uporządkowałam alfabetycznie sprawy, sprawdziłam wydruki z wyciągów za ubiegły miesiąc. Zrobiłam trochę porządków w papierach, które były potrzebne, ale na które zazwyczaj po prostu nie ma czasu. Kiedy informatyk wrócił powiedział, że mam darmową wersję programu antywirusowego i muszę o tym powiedzieć prezesowi, bo po upływie trzydziestu dni, trzeba będzie wykupić do niego licencję.